Cud nad Wisłą, czyli Bitwa Warszawska 1920 roku

Odzyskaniu przez Polskę suwerenności w listopadzie 1918 roku towarzyszyły nadzieje na budowę państwa suwerennego, silnego, zasobnego. Niestety już od pierwszych dni pojawiały się liczne zagrożenia. Walczył atakowany przez Ukraińców Lwów, walczyła Wielkopolska i Śląsk Cieszyński. Szczególnie skomplikowana sytuacja ukształtowała się na wschodzie, gdzie tereny opuszczane przez wojska niemieckie zajmowały nasze oddziały, zaś od wschodu Armia Czerwona. W lutym 1919 roku doszło do pierwszych walk polsko – sowieckich. Rozpoczęła się wojna. Wraz z początkiem 1920 roku Rosja Sowiecka przygotowywała się do ostatecznej rozprawy z Polską. By odsunąć zagrożenie sowieckie od granic kraju, Naczelnik Państwa i Wódz Naczelny Józef Piłsudski był rzecznikiem sojuszu z niedawnym przeciwnikiem – z Ukraińską Republiką Ludową. W kwietniu 1920 została zawarta odpowiednia umowa sojusznicza i rozpoczęła się polska ofensywa w kierunku na Kijów. Wkroczenie wojsk polskich i ukraińskich do Kijowa było sukcesem li tylko politycznym, gdyż wojska sowieckie uchyliły się od starcia. 16 maja w Winnicy, Józefa Piłsudskiego powitał stojący na czele rządu Ukraińskiej Republiki Ludowej, Ataman Semen Petlura, jednak nadzieje Petlury na pozyskanie szerokiego poparcia społecznego okazały się płonne, gdyż znękana wojną ludność zachowała się pasywnie, ale docierające do Warszawy wieści o wkroczeniu do Kijowa wywołały entuzjazm. Któż mógł wtedy przypuszczać, że ten tryumf kryje w sobie zarodek wielkiego zagrożenia, że nierozbite wojska czerwonego sztandaru już wkrótce przejdą do niszczącej, zatrważającej wszystkich ofensywy.

Na razie jednak panowała niebywała radość. Powitanie zwycięskiego wodza 18 maja było imponujące. Jeszcze na dworcu witał go premier Skulski, inni politycy i nieprzebrane tłumy warszawiaków. W kościele św. Aleksandra przy Placu Trzech Krzyży, w uznaniu wielkości chwili odśpiewano uroczyste Te Deum. W tym samym czasie gdy Warszawa świętowała zwycięstwo, główne dowództwo wojsk sowieckich z Sergiuszem Kamieniewem przygotowywało w Charkowie plan odzyskania Kijowa i rozbicia Armii Polskiej. 5 czerwca pod pozycje polskie zostały sforsowane na południowym wschodzie od Kijowa przez Pierwszą Armie Konną Tymona Budionnego, która przybyła aż z Krymu. Jednocześnie rozpoczęła również ofensywę 12 i 14 Armia Rosyjska. Front polski został przerwany, 3 Armia Polska zgrupowana wokół Kijowa zmuszona do odwrotu i praktycznie cały czas wojska polskie powoli cofały się na zachód pośród sporadycznych walk. Zdecydowanie większe zagrożenie było na Białorusi. Tu koncentrował się Front Zachodni Tuchaczewskiego w składzie 3, 4, 15 i 16 Armia. Zadaniem tegoż Frontu był bezpośredni marsz na Warszawę i dalej na zachód. W efekcie front rozciągał się od granicy Polski z Łotwą na północy aż po granice Polski z Rumunią na południu. Przeciwko około milionowej armii rosyjskiej wojsko polskie miało również liczebność zbliżoną do jednego miliona w połowie sierpnia 1920 roku. Walki na froncie toczyły się pośród działań szybkich, licznych przeskrzydleń i obejść, stąd ważna rola kawalerii, jak choćby Budionnego na Ukrainie lub 3 korpusu Gaja na froncie Białoruskim, jako czynnik manewru i ruchu.

Jeszcze w marcu 1920 roku, a więc na długo przed ofensywą kijowską, Lenin wołał z trybuny 9 zjazdu RKPP:

Polska wysunęła formalną propozycje zawarcia pokoju. Panowie ci znajdują się w rozpaczliwej sytuacji. Zdając sobie sprawę, że nasz przeciwnik znajduje się w rozpaczliwie trudnej sytuacji, powinniśmy powiedzieć sobie z całą stanowczością, że choć zaproponowano nam zawarcie pokoju, wojna jest możliwa.

Szczególnie groźne stało się położenie wojsk polskich na północy. O ile na Ukrainie istniała względna równowaga sił, o tyle na odcinku białoruskim udało się dowództwu sowieckiemu uzyskać zdecydowaną przewagę – 23 dywizjom Armii Czerwonej mogliśmy tu przeciwstawić jedynie 13 naszych. Front Zachodni działania zaczepne rozpoczął 4 lipca.

Z rozkazu Michaiła Tuchaczewskiego:

Wojsko Czerwonego Sztandaru stoi gotowe do śmiertelnej walki z wojskami Orła Białego, do zemsty za zbezczeszczony Kijów i do utopienia zbrodniczego rządu Piłsudskiego we krwi zmiażdżonej armii polskiej. Na zachodzie ważą się losy wszechświatowej rewolucji, po trupie Polski wiedzie droga do ogólnego wszechświatowego pożaru. Na Wilno, Mińsk, Warszawę marsz!

Postępy nacierających wojsk były olbrzymie. Fiaskiem kończyły się próby powstrzymywania prących na przód oddziałów sowieckich. 3 sierpnia dywizje Tuchaczewskiego wyszły na linie Przasnysz – Siedlce – Parczew. Stąd do Warszawy było już około stu kilometrów. Na całym froncie trwał odwrót polskich wojsk. Zdecydowanie szybszy i bardziej chaotyczny na północy, zorganizowany na południu. W obliczu śmiertelnego zagrożenia kraju, zadania konsolidowania sił do odparcia wroga odegrała powołana na początku lipca Rada Obrony Państwa.

Z pierwszej odezwy Rady Do obywateli Rzeczypospolitej:

Jak jednolity, niewzruszony mór, stanąć musimy do oporu. O pierś całego narodu rozbić się ma nawała bolszewizmu. Wzywamy tedy wszystkich zdolnych do noszenia broni, by dobrowolnie zaciągali się w szeregi armii, stwierdzając, iż za Ojczyznę każdy w Polsce z własnej woli gotów złożyć krew i życie.

 

Zmiana sytuacji na froncie wpłynęła na nastroje ludności stolicy. W miejsce dawnej euforii i zwycięstwa, zaczęła panować trwoga i obawa. Obawiano się zbliżającej się Armii Czerwonej widząc w niej słusznie śmiertelne zagrożenie dla kraju. Wyjściem naprzeciwko tym nastrojom była ustawa z 1 lipca 1920 roku powołująca Radę Obrony Państwa, organ decyzyjny w sprawach pokoju i prowadzenia wojny. Czołową rolę odgrywali w niej obok parlamentarzystów, Naczelnik Państwa, przedstawiciele wojska, a także ministrowie. Rada podjęła szereg uchwał, które wpłynęły w istotny sposób na prowadzenie działań wojennych. Jednocześnie jednak, na jej forum toczyły się ostre spory. W pewnym momencie, w chwili gdy marszałek Piłsudski przygotowywał zwycięską operacje, niemal nie doszło do uchwalenia mu wotum nieufności. Rada zelektryzowała jednak ludność. Rozpoczęły się przygotowania do tworzenia armii ochotniczej. W mieście zapanował zupełnie inny nastrój. W kościołach modlono się o zwycięstwo, równocześnie pracowano na przedpolu – tworzono konieczną infrastrukturę by w krótkim czasie odwrócić koleje działań wojennych.

24 lipca został powołany Rząd Koalicyjny Obrony Narodowej z Wincentym Witosem jako premierem. Odzew społeczeństwa na apele władz był masowy. Rozpoczęto rekrutacje do armii ochotniczej. W przeciągu tylko jednego miesiąca, do wojska zgłosiły się dziesiątki tysięcy osób, w większości młodzieży. W odróżnieniu od regularnych jednostek, pułki ochotnicze oznaczono numerami zaczynającymi się od setek. Ochotnicy wnieśli do szeregów zapał i gotowość do najwyższych poświęceń – umacniali w armii poczucie nadwątlonej własnej siły. W krzewieniu wiary w zwycięstwo zwłaszcza dał się poznać gen. Haller, który, kiedy przyszły momenty dla Polski najcięższe, swoim autorytetem i energią potrafił zmobilizować społeczeństwo do obrony kraju. Generał ten dokonał czyny wykraczającego poza typowe wojskowe obowiązki – podróżował po kraju z apelem zachęcającym do aktywnego włączania się w obronę kraju, by zdobyć reputacje Sumienia Polski. Dzięki jego wysiłkom do armii polskiej cofającej się z wielkimi stratami wpłynęło ponad 100 tys. młodych ochotników.